Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 112.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

, że jednakowo kocha wszystkie swoje dzieci. Zresztą jest pani zbyt cnotliwą, by robić pomiędzy niemi te smutne różnice, których zgubne skutki znamy najlepiéj, my rejenci. Całe społeczeństwo przechodzi nam przez ręce, i widzimy namiętności z ich najohydniejszéj strony — w interesach. Tutaj matka chce wydziedziczyć dzieci swego męża na korzyść dzieci bardziéj ukochanych; gdy tymczasem jéj mąż ze swojéj strony chce czasem oddać cały majątek temu z dzieci, które właśnie matka nienawidzi. A wówczas są-to walki, trwogi, akta, sprzedaże podstępne, fidei-komisy, kontra-rewersy, słowem gmatwanina desperacka, na honor desperacka. Tam znowu ojcowie przez całe życie starają się wydziedziczyć dzieci i kradną mienie żony, tak kradną, nie mogę użyć innego wyrazu. Mówiliśmy o dramatach! ach! gdyby nam wolno było wyjawić tajemnicę niektórych darowizn, nasi autorzy mieliby materyał strasznych domowych tragedyj. Ja nie wiem prawdziwie, jakim cudem kobiety umieją zawsze zrobić to, co chcą, bo pomimo pozorów, pomimo ich słabości nawet, one wiecznie są górą. Ach! co do mnie przynajmniéj nie dam się im nigdy oszukać. Odgadnę zawsze przyczynę różnicy między dziećmi, które świat grzecznie nazywa niepojętemi. Ale mężowie nigdy tego nie rozumieją, trzeba im oddać tę sprawiedliwość. Odpowiecie mi państwo na to, że jest to łaska nie.....
Helena, która wraz z ojcem powróciła do salonu, słuchała uważnie rejenta i rozumiała go tak dobrze, iż rzuciła na matkę trwożliwe spojrzenie, przeczuwając instynktem swojego wieku, że ta okoliczność wpłynie na zwiększenie burzy, która nad nią wisiała. Margrabina zbladła i wskazała przestraszonym ruchem margrabiemu de Vandenesse swego męża, który przypatrywał się zamyślony kwiatom dywanu. W téj chwili pomimo całéj światowéj grzeczności, dyplomata nie mógł daléj utrzymać zimnéj krwi i rzucił na rejenta piorunujące spojrzenie.
— Chodź pan tutaj — zawołał z żywością, prowadząc go do pokoju poprzedzającego salon.
Rejent nie dokończył swego frazesu i poszedł za nim cały drżący.
Vandenesse zamknął gwałtownie drzwi od salonu, w którym znajdował się mąż i żona, i rzekł do niego z hamowaną wściekłością:
— Od obiadu popełniałeś tutaj i mówiłeś same głupstwa. Na Boga, idź sobie pan już, bo skończy się na tém, że będziesz powodem wielkiego nieszczęścia. Jesteś pan doskonałym rejentem, radzę ci więc, siedź w swojéj kancelaryi, a jeśli przypadkiem znajdziesz się w towarzystwie, staraj się pan być oględniejszym...
Powrócił do salonu, nie pożegnawszy się z rejentem. Ten pozostał przez chwilę pogrążony w zdumieniu, nieruchomy, nie wiedząc,