Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 115.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

berżerce w rogu kominka, na którym błyszczał drobny ogień. Oparta o poręcz lekko w tył przechylona głowa tego poczciwego ojca, wyrazem zarówno jak położeniem świadczyła wymownie o doskonałym, spokojnie niedbałym spoczynku, pełnym wewnętrznéj radości. Nawet ociężałe ramiona rzucone nazewnątrz berżerki dopełniały tego obrazu cichego szczęścia.
Spoglądał na najmłodsze z dzieci, na chłopczyka pięcioletniego zaledwie, który nawpół nagi nie chciał się dać matce rozebrać. Malec uciekał przed nocną koszulką i czepkiem, którym mu matka groziła chwilami. Przytrzymywał swój haftowany kołnierzyk, śmiał się do wołającéj go matki, bo wiedział dobrze, iż ona śmiała się także z tego dziecinnego buntu, i bawił się z siostrzyczką równie naiwną ale sprytniejszą od niego, która mówiła daleko raźniéj, bo nieokreślone słówka i niepewne pojęcia opornego dzieciaka zaledwie były dla rodziców zrozumiałe.
Mała Moina, starsza o dwa lata, kobiecemi już niemal zaczepkami wywoływała w nim wybuchy śmiechu z pozoru bez powodu; i oboje tarzali się przed ogniem, pokazywali bezwstydnie okrągłe ciałka białe i delikatne kształty, mieszały czarne i jasne pukle, przyciskały do siebie różowe buziaczki pełne ślicznych dołeczków. Był to rozkoszny widok dla ojca a szczególniéj dla matki, dla któréj te dwie małe duszyczki już były zrozumiałe. Te dwa aniołki żywością swych wilgotnych ocząt, białością cery, świetnością rumieńców gasiły barwy kwiatów miękkiego dywanu, na którym się tarzały, mocowały i przewracały bez niebezpieczeństwa.
Na kozetce w drugim rogu kominka naprzeciw męża siedziała matka, a wkoło niéj pełno było rozrzuconych części dziecinnego ubrania, z czerwonym trzewiczkiem w ręku; ona także miała wyraz spokoju. Jéj udana surowość rozpływała się w uśmiechu. Miała około lat trzydziestu sześciu, i dzięki doskonałéj poprawności rysów zachowała całą swoję piękność, której w obecnéj chwili ciepło, światło i szczęście nadawały blask niezwyczajny. Często odwracając oczy od dzieci, z pieszczotliwym wyrazem spoglądała na poważną twarz męża; a gdy spotkał się wzrok małżonków, zamieniali nieme uciechy i głębokie myśli.
Generał miał twarz mocno ogorzałą. Na gładkie i szerokie czoło spadało mu kilka promieni siwiejących włosów. Męzkie odblaski w jego błękitnych oczach i odwaga zapisana w zmarszczkach jego przewiędłego lica świadczyły, że okupił ciężko czerwoną wstążeczkę świecącą w dziurce od guzika.
W téj chwili niewinna radość dwojga dzieci znajdowała odbicie w jego energicznych rysach, na których malowała się także wielka poczciwość i nieopisana dobroduszność. Ten stary generał bez tru-