Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 122.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bezpieczeństwo pańskie wymaga, abym ci dał za schonienie[1] tę nędzną pustkę. A ponieważ masz pan moje słowo, że dochowam ci tajemnicy, pozwolisz się tutaj zamknąć.
Człowiek ten pochylił głowę na znak przyzwolenia.
— Prosiłem tylko o schronienie, o tajemnicę i o wodę — dodał.
— Przyniosę jéj panu — odparł margrabia.
Zamknął drzwi starannie, pociemku zeszedł do salonu po świecę, ażeby pójść z nią do kredensu poszukać karafki z wodą.
— Cóż się to stało? — spytała z żywością margrabina męża.
— Nic, moja droga — odparł chłodno.
— Przecież słyszałyśmy dobrze, iż poprowadziłeś kogoś na górę.
— Heleno — wyrzekł generał spoglądając na córkę, która podniosła głowę i zwróciła się ku niemu — pamiętaj, że honor ojca zależy od milczenia waszego. Powinnyście były nic nie słyszéć.
Młoda dziewczyna odpowiedziała znaczącém skinieniem głowy. Margrabina była niespokojna i rozgniewana sposobem, jakiego użył mąż, ażeby nakazać jéj także milczenie.
Generał poszedł po karafkę ze szklanką i zaniósł je więźniowi swemu. Znalazł go stojącego przy murze koło kominka z gołą głową; rzucił kapelusz na jeden z dwóch stołków. Nie spodziewał się zapewne, że światło przyniesione przez margrabiego tak żywo rozjaśni pokój, czoło mu się zmarszczyło, twarz spochmurniała w chwili, gdy oczy jego spotkały bystry wzrok tego ostatniego. Ułagodził się jednak i podziękował z wdzięcznością swemu zbawcy, tylko skoro generał postawił na kominku karafkę i szklankę, wyrzekł rzuciwszy mu wprzódy pałające spojrzenie:
— Panie, wydam ci się zapewne dziwacznym. Wybacz mi, proszę, to wymaganie konieczne. Jeśli pozostajesz w pokoju, nie patrz na mnie, kiedy pić będę.
Wyrzekł to łagodnym głosem nie mającym już wcale jak wprzódy tego zduszonego gardłowego brzmienia, ale który zdradzał jeszcze drżenie wewnętrzne.
Nierad z tego, że musiał się ciągle poddawać woli tego nienawistnego człowieka, generał odwrócił się gwałtownie. Nieznajomy wydobył białą chustkę od nosa z kieszeni, obwinął sobie nią prawą rękę, pochwycił karafkę i wypił jedném tchem wszystkę wodę, jaka w niéj była. Generał nie myśląc wcale złamać swéj obietnicy, machinalnie spojrzał w zwierciadło, ale ustawienie dwóch luster pozwoliło mu objąć całą postawę nieznajomego i ujrzał, jak nagle biała chustka zaczerwieniła się od dotknięcia rąk jego pełnych krwi.

— Ach! pan patrzałeś na mnie — zawołał, kiedy wypiwszy i obwinąwszy się swoim płaszczem, zmierzył generała podejrzliwym wzrokiem. Jestem zgubiony, a oni idą, już tu są.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – schronienie.