Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 151.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.


— Wszystko to twoja robota! gdybyś dla mnie była tém co...
— Moino odejdź; odejdźcie wszyscy — zawołała pani d’Aiglemont, głusząc podniesionym głosem słowa Heleny.
— Przez miłosierdzie, moja córko, nie wznawiajmy w téj chwili tych smutnych walk...
— Będę milczéć — odparła Helena, czyniąc widocznie wysilenie nadludzkie. — Jestem sama matką, wiem, że Moina nie śpi. Gdzie moje dziecię?
Moina powodowana ciekawością powróciła w téj chwili.
— Moja siostro — wyrzekła jak zepsute dziecko — doktór...
— Wszystko napróżno — wyrzekła Helena — Ach! czemuż nie umarłam w szesnastu latach, gdym się zabić chciała! Po za prawami szczęście nie istnieje... Moino... ty...
Skonała, pochylając głowę nad głową umarłego dziecka, którą ściskała konwulsyjnie.
— Twoja siostra chciała ci zapewne powiedziéć Moino — wyrzekła pani d’Aiglemont, gdy cała we łzach powróciła do swego pokoju — że kobieta nigdy nie znajdzie szczęścia w życiu romansowém, łamiącém ogólne pojęcia, a szczególniéj, że córka nie znajdzie go zdala od matki.




VI.

Starość występnéj matki.


W pierwszych dniach czerwca 1844 roku kobieta blizko pięćdziesięcioletnia, ale która zdawała się o wiele starszą niż te lata, przechadzała się w południe na słońcu w alei ogrodu jednego z największych pałaców przy ulicy Plumet w Paryżu. Przeszedłszy się kilka razy tu i owdzie, a zawsze w ten sposób, by nie spuścić z oka okien apartamentu, które skupiały widocznie całą jéj uwagę, usiadła na jedném z ogrodowych foteli z drzewa nie obranego wcale z kory.
Z miejsca, gdzie się znajdowało to eleganckie siedzenie, stara kobieta mogła dojrzéć przez ogrodową kratę i bulwar, przy którym cudna kopuła Inwalidów wznosi wpośród jaworów swe złocone szczyty, i spokojny ogród zamknięty frontonem jednego z najpiękniejszych pałaców przedmieścia Saint-Germain. Wszystko wkoło niéj było pogrążone w ciszy i sąsiednie ogrody i bulwary i Inwalidzi, gdyż w téj szlacheckiéj części miasta dzień rozpoczyna się dopiéro po południu. Chyba że jaka młoda kobieta z kaprysu chce się rano konno przejechać, lub dyplomata musi odrobić protokół, inaczéj o téj godzinie panowie i służba śpią, lub budzą się zaledwie.