Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 160.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie odgadłabyś tego tak łatwo, Moino, — odparła poważnie margrabina, wstrzymując łzy — gdybyś nie czuła...
— Czego? — spytała dumnie prawie. — Alboż, moja matko, prawdziwie...
— Moino — zawołała pani d’Aiglemont z widoczném wysileniem — trzeba, żebyś wysłuchała uważnie tego, co ci muszę powiedziéć.
— Słucham — wyrzekła młoda kobieta, zakładając ramiona z wyrazem hardego posłuszeństwa. — Pozwól mi tylko mamo — dodała z niepojętą zimną krwią — zadzwonić na Paulinę i odesłać ją.
Zadzwoniła.
— Moje drogie dziecko, Paulina słyszéć nie może.
— Mamo — wyrzekła znowu Moina z miną poważną, która powinna była zwrócić uwagę matki — ja muszę...
Zatrzymała się, bo w téj chwili panna służąca nadeszła.
— Paulino, — mówiła, zwracając się do niéj — idź do Baudran’a ale idź sama i dowiedz się, dlaczego nie mam dotąd mego kapelusza.
Usiadła napowrót i spojrzała uważnie na matkę. Margrabina miała wezbrane serce i oczy suche, doznawała w téj chwili wzruszenia, którego boleść jedynie przez matki zrozumianą być może. Przedstawiła ona córce niebezpieczeństwo, w jakiém się znajdowała. Ale bądź to, że Moina uczuła się dotkniętą podejrzeniami, jakie matka jéj miała względem syna margrabiego de Vandenesse, bądź to, że była w jednéj z tych chwil niepojętego szaleństwa, które tłómaczyć tylko może niedoświadczenie młodości; skorzystała z chwili przerwy w mowie matki i wyrzekła, śmiejąc się przymuszonym śmiechem.
— Mamo, ja sądziłam, że jesteś jedynie zazdrosną o ojca.
Na te słowa pani d’Aiglemont zamknęła oczy, spuściła głowę i wydała ciche westchnienie. Rzuciła w górę spojrzenie, pchnięta niezwyciężoną potrzebą wezwania Boga, jaką czujemy w ważnych momentach życia, potém zwróciła na córkę oczy pełne strasznego majestatu i głębokiego bolu.
— Moja córko — wyrzekła poważnie — byłaś dla matki niemiłosierniejszą niż człowiek, któregom obraziła, niemiłosierniejszą, niż zapewne będzie sam Bóg.
Powstała, ale doszedłszy do drzwi, odwróciła się i dostrzegła jedynie zdziwienie w oczach córki, i oddaliła się, ale doszła tylko do ogrodu, tam opuściły ją siły, uczuła w sercu ból gwałtowny i upadła na ławkę. Wówczas oczy jéj, błądząc po piasku alei, zobaczyły miękkie kroki, które pozostawiły wyraźne ślady butów. Bez wątpienia córka jéj była zgubioną. Wówczas zrozumiała powód rozkazu danego Paulinie. Ta straszna myśl zrodziła inną jeszcze stra-