Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom V 151.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

go zawczasu we wszystkie sposoby, jakie-by mu do wzniesienia się dopomódz mogły. I tak: Chcąc go nauczyć niemieckiego, angielskiego, włoskiego i hiszpańskiego języka, sprowadzałem mu kolejno nauczycieli tych narodowości, którzy go od dzieciństwa w poprawnéj wymowie kształcili. Z radością odkryłem w nim umysł bystry i zdolny i korzystałem z tego rozwijając go stopniowo. Baczyłem, aby ani jedna fałszywa myśl nie skrzywiła jego pojęć; starałem się wdrożyć go w umysłowe prace, nadać mu ten rzut oka szybki i pewny, który uogólnia naukę, i tę cierpliwość, która schodzi aż do najdrobniejszych szczegółów danéj specyalności; wreszcie nauczyłem go cierpiéć i milczéć. Nigdy wobec niego słowo nieczyste ani nawet nieprzyzwoite wymówioném nie było. Dzięki moim staraniom, wszystko, co go otaczało, tak ludzie, jak rzeczy, przyczyniało się do uszlachetnienia jego duszy, do napełnienia go miłością piękna, nienawiścią kłamstwa, prostotą w czynach, słowach i myślach. Żywa jego wyobraźnia ułatwiała mu przyswajanie sobie wiadomości. O! z jakąż rozkoszą hodowałem tę cudną roślinkę! Wtedy zrozumiałem, jak wielkiém jest szczęściem macierzyństwo i jak ono jedynie mogło dać biednéj mojéj Agacie siłę do dźwigania ciężkiego brzemienia, jakie jéj na barki włożyłem. Otóż, masz już, kapitanie, najważniejszy wypadek mego życia; teraz przychodzę do katastrofy, która mnie na drogę, jaką teraz idę, popchnęła. Jest-to najpospolitsza, najprostsza w świecie historya; ale, jak dla mnie, najstraszniejsza! — Spędziwszy lat kilka w zupełném oddaniu się dziecku, pomyślałem wreszcie o sobie i przeraziłem się samotnością, która mi po dorośnięciu syna groziła. Głównym czynnikiem mego życia była miłość. Czułem potrzebę kochania, która wciąż zawodzona odradzała się ciągle i rosła w miarę wieku. Czułem w sobie wtedy wszystkie warunki prawdziwego przywiązania. Przebyłem już szkołę doświadczenia, pojmowałem, jak łatwo jest wytrwać w uczuciu, jak szczęście w poświęceniu znaléźć można, jak kobieta ukochana powinna być zawsze pierwszą w myślach i czynach mężczyzny. Lubowałem się w marzeniach o miłości takiéj, która dwie istoty zespoli tak ściśle, że myślą, czują i działają — jednakowo, która staje się dla życia tém, czém religia dla duszy, oświeca je, ożywia i podtrzymuje. Miłość małżeńską pojmowałem inaczéj niż większa część mężczyzn i doszedłem do przekonania, iż największy jéj urok leży właśnie w tém, co ją w wielu małżeństwach zabija. Czułem żywo moralną wielkość życia we dwoje, tak ściśle zjednoczonego, że najpospolitsze jego strony nie są w stanie świeżości uczuć osłabić. Ale gdzież znaléźć serca, tak zupełnie podług jednego kamertonu nastrojone (daruj mi pan to naukowe określenie), by tę niebiańską harmonię wytworzyć zdołały. Jeżeli istnieją, natura