Strona:PL Horacy - Poezje.djvu/231

Ta strona została przepisana.


       5 »Na krew twą, jeśliś z pomocą Lucyny[1]
»Naprawdę rodziła syny,
»Na szmatek marny klnę się purpury,[2]
»Na pomstę, co spada z góry,
»Czemu macochy okiem patrzysz na mię,
       10

»Jak niedźwiedź, gdy oszczep złamie?«

Drżącemi usty chłopiec w niepokoju
Tak jęczał, obnażon z stroju,[3]
Taki młodziutki i taki wylękły,
Żeby i Traki już zmiękły.
       15 Lecz Kanidyja, w kłąb żmij najzjadliwszy
Kudłaty łeb ustroiwszy,
Dzikie figowce, ozdoby nagrobne,
Suche cyprysy żałobne,
Pióra puszczyka i jajka, od juchy
       20

Czerwone brzydkiej ropuchy,

Zielska z pól Jolku,[4] z Iberów ojczyzny,
Co w takie płodna trucizny,


    kopany w ziemi i na śmierć zagłodzony. Od rzewnej prośby chłopczyny zaczyna się nasz utwór, a kończy na przekleństwie, rzuconem przez męczennika na łby czarownic. Co się z chłopcem stało, poeta wyraźnie nie mówi; ale dla czytelnika niema wątpliwości, że czarownice wykonały swój zamiar okropny.

  1. W. 5. LucynyLucina, przydomek Junony lub Ilityi, pomagającej przy porodach.
  2. W. 7. szmatek purpury — Chłopcy rzymscy nosili toga praetexta, togę, obramowaną taśmą purpurową.
  3. W. 12. z strojutoga praetexta i bulla, amulet w puszce noszony na szyi.
  4. W. 21. z pól Jolku... — Najskuteczniejsze zioła pochodzą