Strona:PL Horacy - Poezje.djvu/236

Ta strona została przepisana.


Ty straszną robisz w całym lesie wrzawę,
       10

A wąchasz rzuconą strawę.

Waruj, radzę ci, bo ja, łatwo srogi,
Postawić gotówem rogi,
Jak zięć Likamba niedoszły,[1] lecz cięty,
Lub wróg Bupala zawzięty.
       15 Jużci, psim zębem pokąsan zdradziecko,
Mam łzy wylewać, jak dziecko?!


VII[2]
PRZEKLEŃSTWO

Dokąd, szaleńcy, dokąd? — Czemu dłonie
Ukryte chwytają bronie?
Czy krwi latyńskiej jeszcze, ach, zbyt mało
Po lądach i morzach się lało?

  1. W. 13. zięć Likamba niedoszły—jambograf Archilochos, który swemi zjadliwemi wierszami miał doprowadzić Lykamba i córkę jego, Neobulę, do rozpaczy a nawet do samobójstwa.
  2. VII. — Od r. 43 do 40 lała się bez przerwy krew rzymska w zaciętych wojnach domowych; walczyli: triumwirowie z Brutusem i Kassjuszem, Oktawjan z Antonjuszem, to znów z S. Pompejusem. Wreszcie stanął pokój między Oktawjanem a Pompejusem w Puteoli w roku następnym (39). Radość była powszechna i wielka, ale niedługa, bo już przy końcu r. 39. groził nowy wybuch wojny między Oktawjanem a Pompejusem. Wtedy to pomiędzy strony gotujące się do orężnej rozprawy rzuca poeta swój głos, pełen oburzenia i troski patrjotycznej. Nie widać tu jeszcze stronnika Oktawjana: przez usta poety przemawia nie stronnictwo, lecz ojczyzna, usiłująca zaślepionych synów przywieść do opamiętania.