Strona:PL Horacy - Poezje.djvu/255

Ta strona została przepisana.


Paktomej syn twój własny, bo gdyś była słaba,
       50 Twoją to krwią splamione prała płótno baba,
Ilekroć krzepka z łóżka położnica wstanie.
— »Do zatkanych, wiedz, uszu to całe gadanie:
Nie tak głuche dla nagich rozbitków są skały,
Kiedy Neptun je zimą smaga rozszalały.
       55 Zdradzić i wydrwić święte Kotyty ofiary.[1]
Dla wolnego Amora — ma ci ujść bez kary?
Lub to, żeś — eskwilińskiej też znawca praktyki![2]
Ludziom w mieście me imię podał na języki?
Lecz pelińskich nie będę bab[3] ja przepłacała,
       60 Żeby dostać trujący jad, co szybko działa:
Nie — nie umrzesz tak prędko, daremna ochota!
Długo brzemię nędznego wlókł będziesz żywota
Wśród udręk coraz nowych i nowych katuszy.
»Spokoju!« woła Tantal w topieli po uszy,
       65 Patrząc głodny na strawę, co przed nim umyka;
Woła Prometej pod moc dany drapieżnika,
Syzyf woła, głaz chcący postawić toczony
Na szczycie: zabraniają Jowisza zakony.

  1. W. 55. Kotyty ofiary — bliżej określone dodatkiem »na cześć wolnego Amora« — jakiś tajemny, pełen rozwiązłości i bezeceństwa kult, nazwany przez poetę ofiarami trackiej bogini Kotyto; skądinąd wiemy jednak, że czcicielami tej bogini mogli być tylko mężczyźni.
  2. W. 57. eskwilińskiej praktyki — czary odprawiane na Cmentarzu eskwilińskim, szczegółowo opisane w satyrze 8,ks.I.
  3. W. 59. pelińskich bab — z górzystego kraju Pelignów nad morzem Adrjatyckiem w środkowej Italji.