Niech drogi twojej Cypru pani
I lśniące gwiazdy najtroskliwiej strzegą,
Niech wszystkie wiatry trzymając w przystani
Ten Aiol wyśle, co cię popchnie w biegu.
Statku! Twej pieczy skarb powierzam wielki,
Bo dziś do Grecji mój Vergilius ruszy.
Ty mi go uchroń od przygody wszelkiej,
Bo, gdy on zginie, stracę część mej duszy.
Z kamienia serce i pierś w stal zamkniętą
Miał ten, co morskiej nie bojąc się toni,
W łupinie pierwszy spojrzał na odmęty
Nie drżąc przed wichrem, co z Afryki wionie
I z Aquilonem walczy. Ten się wcale
Ni Hyjad smutnych ni Notosa ryku
Nie lękał nigdy, choć on wzburza fale
I uspokaja na Adrjatyku.
Jakiegoż bał się ten rodzaju śmierci,
Przed którym smoków cielska wciąż pływały,
Gdy drwiąc, że okręt wnet mu głaz przewierci,
Wjeżdżał na akro-keraunijskie skały?
Napróżno widać Bóg oddzielił morze
I ustanowił kres dla stałej ziemi,
Jeżeli przecież żeglarz niecny porze
Wzbronione szlaki okrętami swemi.
Zuchwały człowiek siły swe przecenia,
Podejmie każdą, choć największą zbrodnię.
Z Japetowego złodziej pokolenia
Olympu władcom ogień skradł niegodnie.