Nie pytaj, Leukonoe, bo wiedzieć jest grzechem,
Jaki kres nam obojgu jest dany od boga,
i nie badaj wyroczni! Przyjm lepiej uśmiechem,
Cokolwiek ci się zdarzy! Choćby zima sroga,
Co fale wód Tyrrheńskich rozbija o skały,
Ostatnią była — mądrą bądź! I bez żałości
Żegnaj czas i pij wino, bo w tem jest sens cały!
Rwij dnie, jak wonne kwiecie, i nie wierz przyszłości!
Gdy przy mnie głosisz pochwałę,
Lydio, że Telef różaną ma szyję,
Telef ramiona ma białe —
Biada! Żółć wzbiera i do trzew mi bije,
Blednę, staję nieprzytomnie
I łza ukradkiem spływa mi po twarzy;
Łza ta niechaj świadczy o mnie,
Jak na myśl samą żar mnie wolny praży,
Iż wśród pijatyk — zatargi
Skaziły może blask twych ramion śnieżny,
Albo, że zębem ci wargi
Naznaczył w szale młokos ten lubieżny.
Jeśli posłuchasz przestrogi:
W stałość nie ufaj dzikiego przechery,
Co pocałunek twój błogi
Skrwawił — nektarem zaprawny Venery.
Trzykroć i stokroć szczęśliwi,
Którzy niezłomnym węzłem się złączyli,
Gorzkich niesnasek nie żywi,
Miłość co przetrwa do ostatniej chwili.