Dla czegóż bronić się łzom, w nędznym wstydzie
Nie krzyknąć? Druh mój do umarłych idzie.
Na cóż ci bogi dały głos i lutnię,
Muzo, gdy po nim nie zapłaczesz smutnie?
Więc nas porzucił i już mu na wieki
Sen nieprzespany obciążył powieki?
Szła przed nim w życiu Szczerość, Prawda naga,
Dawniejszych Rzymian Wierność i Powaga.
Wszyscy szlachetni brata w nim stracili,
Tyś najbiedniejszy ze wszystkich, Wergili!
Biedny poeto, myślisz że go wrócisz
Na jasną ziemię i pieśnią ocucisz...
Skoro go Hermes zagnał raz do cieni,
Krwią mu się młodą twarz nie zarumieni.
Choćbyś go wołał, jak Orpheus żony,
Nie wyrwiesz druha z objęć Persephony.
Nam go bogowie na krótki czas dali,
Ucisz się wieszczu, próżno pieśń się żali.
Ból na nas ciężki przyszedł i żałoba —
Tak nielitosnym bogom się podoba,
Żal, płacz ni skarga już go nie ożywi,
Musimy cierpieć, bądźmy więc cierpliwi.