O ty! co ze mną w straszliwej potrzebie,
Za dni Brutusa, użyłeś niewczasu;
Wyznaj — w oracza kto zmienił i ciebie?
W progi kto sielskie wrócił bez hałasu...?
Bracie mej wiosny — życia, Pompejuszu!
Z którym, bywało, płynące godziny
Mierzymy płynem — i dla animuszu
Syryjskie na skroń kładziemy wawrzyny.
Porażkę obu Filipijskie pola
Znają — mnie wstydniej, bo znają bez tarczy;
Lecz są przygody, gdy żelazna wola
Na nic już, okrom śmierci, nie wystarczy!
Bladego strachem, gdy miecze wokoło,
Ima mnie szparki Merkur i uchrania:
Gdy ty samotne stawisz jeszcze czoło
Straszliwej burzy, im więcej pochłania.
Dziś, czas wojenne ukrócić zagony,
Jowisza ołtarz zapalić płomieniem:
I udział przyjąć dobrze zasłużony
W laurach mych, które są: ciszą i cieniem.
Massyckie wina nietkniętej pieczęci
Na wieki mamże uwięzić w piwnicy?
Nie! — toast wznieśmy... toast niepamięci.
— myrtów nam wieńce dajcie!... niewolnicy.
Venus osądzi, gdzie przegrana sprawa:
Przepić mnie? niech się i Thrak nie ośmiela.
Jeden-bo z tylu szałów mi zostawa:
Słodszy nad wszystkie!... powrót przyjaciela.