Prędko w niej żądza w pożar się rozpala —
Lecz w towarzyszach mężowskich hulanek
Już doraźnego nie szuka chabala
Z którymby poszła gdzie w ciemny krużganek,
Tylko otwarcie wstaje, gdy kto woła
Wobec małżonka — czy to kupczyk który,
Czy z hiszpańskiego statku patron — zgoła
Każdy, kto bezwstyd zapłaci jej zgóry.
Nie z takich matek zrodzone te chłopy
Co krwią punicką zrumienili fale
Pyrrusów zgnietli, rzucili pod stopy
Z Antiochami srogie Hannibale.
A był to zastęp tych kmiecych żołnierzy
Nałożnych pługiem sabelskim ryć ziemię,
Co to na rozkaz surowej macierzy
Do domu dźwigał na plecach drew brzemię.
Wtenczas, gdy długi cień padał z wierzchołków
Gór, a z błękitu zjeżdżał wóz słoneczny
I z jarzma karki oswobadzał ciołków
I na spoczynek zapraszał bezpieczny.
Czegóż niszczący wiek ten nie obali?!
Ojcowie nasi mniej warci niż przodki;
A my się w ojców naszych tak nie wdali
Że po nas tylko zostaną wyrodki.