Drugi to wiek na burdach domowych nam mija,
I Rzym się bratobójczą sam bronią dobija.
Nie zmogli go Marsowie, waleczne sąsiady,
Ni groźne etruskiego Porsenny napady,
Ni rywalka, Capua mężna, Spartak srogi,
Ni łamiące warchołom wiarę Allobrogi;
Nie zmogły jasnookie germańskie mołojce,
Hannibal przeklinany przez matki i ojce:
My gubimy ojczyznę, przeklętej krwi plemię,
I wnet zwierz dziki pustą posiędzie znów ziemię;
Barbarzyniec na zgliszczach stanie, na ulicy
Kopyt końskich tętentem zagrzmią najezdnicy,
I proch Quirina, oczom ludzkim utajony
W łonie ziemi, na wszystkie dzicz rozrzuci strony.
Może, jeśli nie wszyscy, większość myśli w Mieście,
Jakby z tego się piekła wydostać nareszcie?
Niema rady, jak tylko Phokejczyków wzorem
Gród ten przekląć i domy zostawić otworem,
Rolę, Larów porzucić i bogów świątynie —
Niech w nich drapieżny mieszka wilk i dzikie świnie!
I w świat iść, gdzie poniosą nogi lub zapędzi
Not czy Afryk, co jeszcze huragan oszczędzi.
Zgoda? — Gdy nikt nie przeczy, nuż, w dobrą godzinę
Spychajmy w lot korabie na słoną głębinę!
Lecz przysiężmy, że wolno do powrotu wzywać,
Strona:PL Horacy Wybór poezji.djvu/57
Ta strona została przepisana.
Na wyspy szczęśliwe! (Epod. 16).
Altera iam teritur bellis civilibus aetus