Strona:PL Horacy Wybór poezji.djvu/60

Ta strona została przepisana.
SATYRY
O tolerancji (Sat. I 3).
Omnibus hoc vitium est canioribus...

Wszystkim ta wada jest wspólną śpiewakom, że w gronie przyjaciół,
Nigdy się na to nie zgodzą, gdy ich zaśpiewać poproszą,
Nieproszeni zaprzestać nie mogą. Sardyńczyk Tigellius,
Znany miał to do siebie. I Caesar acz zdolen przymusić,
Choćby na przyjaźń ojcowską i swoją go prosił, to przecież
Nicby nie wskórał, natomiast gdy chęć go wzięła od jajka
Aż do jabłek wywodził: „Bacchusie!“ to w tonie najwyższym,
Albo w najniższym, co czwarta na gęśli struna wydaje.
Nic podobnego do tego człowieka nie było. Częstokroć
Biegał jakoby przed wrogiem się chroniąc, czasami powoli
Stąpał jakoby w obrzędach Junony; raz dwieście przy sobie
Miał niewolników, lub dziesięć; to królów albo tetrarchów
Pełną miał gębę, to znowu: „Trójnożny stolik mi starczy,
Czystej soli miseczka i toga, co chronić od zimna,
Choćby wytarta zdołała!“ Miljony byś temu darował,
Oszczędnemu, na małem przestającemu, to w piątej
Dobie już nicby w schowankach nie było. Nocami do brzasku
Czuwał, całemi zaś dniami chrapał. Nie było zaiste
Nic tak w sobie sprzecznego. Niechajże kto powie: A cóż to?
Żadnych że przywar nie masz? Mam inne, zapewne nie mniejsze.
Maenius gdy nieobecnego strofował Novia, co znowu
Powie ktoś: Siebie to nie znasz, lub jako nieznany słowami