Strona:PL Horacy Wybór poezji.djvu/85

Ta strona została przepisana.

— Panie — wzdychałeś — mą jest żądzą całą,
Móc gospodarstwem rządzić gdzie nie dużem. —
Dziś, gdym przerobił stróża na włodarza,
Ten cymbał — znasz go — znowu się uskarża,
Że mu miasteczka, igrzysk brak, i łaźni.

Mam ci ja nieco stalsze przekonania.
To też do Rzymu kiedy mię wygania
Ze wsi potrzeba jaka — najwyraźniej
Przymus mię gnębi. A wiesz, co to znaczy?
Upodobanie moje tak mi każe.
Stąd chodzić z sobą nie możemy w parze —
Bo ja tak rzeczy sądzę, ty inaczej.

W czem ty, naprzykład, widzisz niesłychanie
Odludny zakąt, przykry jak wygnanie,
To mnie, i takim co trzymają ze mną,
Jest pożądaną rzeczą i przyjemną;
A za to znowu mamy w słusznym wstręcie,
Co ciebie z twymi bawi tak zawzięcie.

Kufel z garkuchnią w łeb ci wlazł obrzydłą!
Żeby ci wodze chcieć popuścić ośle,
Na mojej ziemi, pieprz byś i kadzidło
Niźli uprawiać wolał winorośle.
Radbyś ty z serca mieć szynkownię blisko,
Gdzie im podlejsza lura, tem ci cudniej
Dwoi się w oczach dmące w flet dziewczysko,
Aż tańczysz wreszcie, tak, że karczma dudni!
A tu tymczasem — trudno. Do dnia trzeba
Z motyką, z pługiem; a wróciwszy z pola,
Sprzężaj napoić, dać mu jeść. Wtem z nieba
Niechże ulewnych lunie wód swawola,
Od zamulenia łąkę strzeż zalaną,