— Dawaj pieniędzy! wszak dość głośno wrzeszczę? —
Więc zaraz drugi, jeszcze głośniej wrzaśnie:
— I mnie daj także! jam biedniejszy jeszcze! —
Gdyby kruk zdobycz swoją zjadał w ciszy,
Mógłby najlepszą cząstkę wybrać sobie —
Ani zawistnych miałby towarzyszy.
Ani poparcia szukać musiał w dziobie.
Teraz, na tego popatrz krótkowidza.
Z patronem swoim jedzie, dajmy na to,
W Brundisium wdzięcznem bawić, lub w Surrencie.
jak się on kręci! jak to on przebrydza!
— Cóż tu za drogi! Jakże tu przeklęcie
Zimno! Toż deszcz tu pada całe lato! —
A inny jeszcze niedorzeczniej woła:
— Cóż to? tłumoków moich znajść nie mogę!
Któś mi je ukradł! Z czemże ruszę w drogę? —
Czyż nie tak samo skarży się wesoła
Dziewka z ulicy, której wiecznie wzięto
Złotą przepaskę kamieniami spiętą?
Ona tak rzewnie z tej udanej biedy
Wszystkim się żali — że, gdy znowu kiedy
Z prawdziwych przyczyn płacze jak najszczerzej,
To żeby pękła nikt jej nie uwierzy.
Podobnie szalbierz, gdy na śmiech wystawi
Tych, co zostali jego jękiem tknięci,
To gdy naprawdę później nogę skręci,
Któż mu z pomocą skoczy co najżwawiej?
Próżno on błaga: — Ach! przezacny człecze!
Ratuj! nieszczęsnaż moja tu godzina!
To już nie żarty! — Próżno się zaklina.
Na Osirisa. Każdy mu odrzecze:
— Dwa razy bratku sztuki tejże samej
Z nami nie próbuj. Już my ciebie znamy.