Strona:PL Horacy Wybór poezji.djvu/96

Ta strona została przepisana.

Lecz nieświadomie poloru jakoby podłego się boi.
Sądzą, ponieważ komedja swe wzory ze środka zwykłego
Życia wybiera, małego wysiłku jej trzeba, jednakże
Większe wymogi im mniej pobłażania. Uważaj no Plautus,
Rolę jak zakochanego młokosa mizernie przedstawia,
Albo też ojca skąpego, jak przebiegłego rajfura,
Dossen jak w pieczeniarzach obżartych bywa przesadnym,
Jak w niedopiętych ciżemkach przebiega po deskach na scenie
Chodzi mu tylko by schować do szafki pieniądze, a potem
Nie dba czy sztuka upadnie, czy silnie stanie na nogach.
Kogo zawiodła na scenę, bezmierna żądza rozgłosu,
Tego drzemiący słuchacz uśmierci, nadyma ochotny:
Takie to liche i marne co umysł poklasku łaknący,
Może podkopać lub dźwignąć. Niech zczeźnie zabawa, jeżeli
Chudym odmowa nagrody, dostatnim uznanie ma czynić.
Nieraz odstrasza i płoszy dzielnego nawet poetę,
Liczbą że większe tłumy, godnością i cnotą podlejsze,
Nieokrzesane i głupie, gotowe do burdy wszelakiej,
Jeśli im nie potakuje rycersko, żądają w pośrodku
Sztuki, niedźwiedzia lub walki na pięści, bo motłoch to lubi.
Nawet w rycerstwie jednakże dziś rozkosz uciekła od uszu
Wszelka do wzroku, co błędnie na marne się patrzy popisy.
Cztery i więcej godzin kurtyna otworem zostaje,
Podczas gonitwy hufców na koniach i rzeszy piechurów;
Królów podbitych prowadzą z rękoma w pętach na grzbiecie,
Wozy, podwody, karety, okręty mijają w pochodzie,
Rzeźby słoniowe zdobyte i bronzy korynckie obnoszą.
Żeby żył jeszcze na ziemi, jakżeby śmiał się Demokrit,
Widząc jak płód wielbłąda i rysia potworną postacią,
Albo i biały słoń przykuwa motłochu spojrzenia,
Pewnieby patrzał uważniej na widzów niż grę teatralną,
Jako mu dostarczających aż zbyt widowisko ciekawe:
Co do pisarzy zaś by osądził, że osłu głuchemu,
Bajki opowiadają; bo jakież by głosy przekrzyczeć,