Strona:PL Hugo Zathey - Antologia rzymska.djvu/110

Ta strona została przepisana.

Doszedłszy syn Klimeny wśród górzystej drogi
W wątpliwego mu ojca jaśniejące progi,
Widząc twarz, która ogniem promienistym błyska,
Stanął: oko światłości znieść nie mogło z blizka.

Na tronie od szmaragdów lśniącym się bez końca
Siedział w szkarłatnej szacie bóg światła i słońca.
Z obu stron wkoło niego był Wiek, Rok, Miesiące,
Dzień i Godziny w równych odstępach stojące;
I młoda Wiosna w kwiaty ozdobna i hoża
I nagie Lato z wieńcem splecionym ze zboża,
Jesień tłocząca stopą słodkie winogrona
I lodowata Zima szronem ubielona.

Tem okiem, którem światów przegląda przestrzenie,
Feb młodziana przed tronem ujrzał zadumienie,
»Cóż cię«, rzekł, »Faetonie, sprowadza w te strony,
Potomku, ojcu drogi i niezaprzeczony?«

»Pochodnio niezmierzonych światów, ojcze Febie!
Jeśli mię tem imieniem wolno nazwać Ciebie;
Chciej jawnie dowieść rodu mojego prawdziwość
I rozprosz obelżywą umysłu wątpliwość«.
Wyrzekł. Feb składa z czoła błyszczące promienie,
Ojcowski dając uścisk, mówi »Wierz Klimenie,
Ty synem moim jesteś i godnyś nim zostać.
Chcesz rękojmi, więc żądaj, wszystko możesz dostać ,
Przysięgam: ty mię słuchaj, piekielny potoku,
Świadku bogów, mojemu niewidzialny oku«.

Ledwie przestał, już ojca błagasz, Faetonie,
Dy ci na dzień dał w zarząd skrzydłonogie konie.

Zawczesnego żałował ojciec przyrzeczenia;
Świetną wstrząsając głową, rzekł, »Twoje życzenia
Dowiodły, że niebaczny przysiągłem zuchwale.
Obym przysiąg nic czynił, lub mógł cofnąć wcale!
Byłbym ze wszystkich darów ten zastrzegł jedynie.
Lecz wolno mi odradzać, co mogę, uczynię.
Wielkich rzeczy wymagasz i nad siłę twoją,
Takie dary młodzieńczym latom nie przystoją.
Losy masz wspólne z ludźmi, żądze z niebianami.
Czego chcesz, chcieć bogowie nie śmieliby sami.
Prócz mnie, żadenby nie siadł na ognistej osi,
Nawet ten, co go niebo władcą swoim głosi,
Ten, co straszną prawicą palne gromy miecie,
A któż może być większy nad Jowisza w świecie?
Zrazu przykrą mam drogę; nią ledwie jak trzeba
Wzmagają zrana konie; najwyższa śród nieba,