Strona:PL Hume - Zielona mumia.pdf/128

Ta strona została uwierzytelniona.
—  122   —

— Udaj się z tem pani do samego pana Hope — zbyła ją niecierpliwie Łucya, która nie miała ochoty tracić czasu na próżne gadania, a wiedziała, że wdowa Bolton nie łatwo się da odprawić. — Pan Hope odda pani niezawodnie to ubranie, jeśli je istotnie pożyczył.
— Pożyczył panienko do malowania, ale choćby i oddał, to pewno zabazgrał je na nic swojemi farbami — jęczała stara. — Prosił o nie jeszcze mojego syna świętej pamięci Sida, bo potrzebował ich do jakiegoś obrazu. Sid też zabrał je odemnie. Była tam ciemna bronzowa suknia, czarny szal w ponsowe centki i czepiec, który mam jeszcze po matce.
— Spytaj się więc pani samego pana Hope — powtórzyła niecierpliwie Łucya, wyrywając swoją suknię z rąk wdowy Bolton.
W pierwszej chwili ta wzmianka o pożyczonych sukniach nie zwróciła jej uwagi, w jakiś czas dopiero przypomniała sobie ową kobietę ciemno ubraną, która miała rozmawiać z Boltonem w dzień morderstwa. Dreszcz wstrząsnął biedną Łucyą na myśl, że i jej Archibald może być wplątany w to zawiłe pasmo zagadek. Po co w istocie pożyczał te suknie? Kto miał z nich korzystać? Postanowiła wypytać go dokładnie za najbliższem widzeniem się.