Strona:PL Hume - Zielona mumia.pdf/171

Ta strona została uwierzytelniona.
—  165   —

go tam zaniosłam. — Cieszę się, że go dałam Frankowi.
— A skąd go pani dostała?
— O! to długa historya — nie starczy mi już czasu na opowiedzenie jej — ale spisałam wszystko. Moje wyznanie leży na biurku. — Weźcie je. Napisałam je umyślnie, aby się oczyścić.
— Więc pani nie jesteś winną śmierci Boltona?
— Nie, ale znam zabójcę. Pisałam właśnie o nim, gdy zastukał do okna, otworzyłam mu sama i wpuściłam go. Powiedziałam, że piszę o tem.
— Komu to pani powiedziała? — pytał Random. — Ale pani Jascher już go nie słyszała. Głos jej rwał się co chwila. — Tam na biurku... — mówiła. — Moje wyznanie, luźne kartki. Chciałam je pozbierać, ale on wszedł — żądał szmaragdu, powiedziałam mu, że odesłałam go Frankowi. — On wpadł w straszny gniew. Rzucił się na mnie ze swoim okropnym nożem. — Przewrócił lampę, świecę. — Uderzył mnie — wołałam o pomoc, a on uderzał wciąż. Och! ciemno... krew...
— Na miłość Boga! kto był ten człowiek? — pytał Random.
Ale pani Jascher osunęła się zemdlona na poduszki. — Doktór próbował ją trzeźwić.