Strona:PL Ibsen - Brand.djvu/32

Ta strona została przepisana.

On się wcisnął w dusz zakątek...
Ale klątwa na was leży,
Jak mogilny dech nieświeży!
W rzeźwym wietrze tu od lat
Chorągwiany nie drży płat.

(chce odejść; z góry pada kamień i, skacząc po perci, pada tuż u jego stóp)

BRAND: Hej-że! Któż tam głazy ciska?...
GERDA: (dziewczyna piętnastoletnia, biegnie granią, z kamieniami w fartuchu)
Utrafiłam! Krzyknął!

(rzuca ponownie)

BRAND: Kto tu?
GERDA: Nie ma, widać, sił do lotu —
Wpadł pomiędzy gałęziska!

(rzuca po raz trzeci, krzycząc)

Znów się jawi! Znów się zrywa
Z dziobem na mnie — ledwiem żywa!
Hej, ratunku!
BRAND: Przebóg!...
GERDA: Cicho!
Kto ty?... Cicho! Już to licho
Precz ucieka!
BRAND: Kto?
GERDA: Straszliwy!...
Nie widziałeś go?
BRAND: Nie!
GERDA: Dziwy!
Jastrząb wściekły! Grzebień zgoła
Przylepiony ma do czoła,
Oczy w krwawej ma obwódce.
BRAND: Dokąd idziesz?
GERDA: Do kościoła.
BRAND: Wspólna droga, zajdziem wkrótce.