Strona:PL Ibsen - Brand.djvu/38

Ta strona została przepisana.

WÓJT: Niktby na was nie nastawał,
Jeno to, cośmy zebrali,
Nie zaważy zbyt na szali.
Drodzy moi przyjaciele,
Rzecz wiadoma, niezbyt tłusta
Idzie strawa w głodne usta
Z rąk, co same niezbyt wiele...

(spostrzega Branda i wskazuje na niego)

Witam, witam! Jeśli pana
Wieść tu gnała niesłychana,
Że to u nas głód się pleni,
Proszę sięgnąć do kieszeni...
Najdrobniejszy przyjmę datek!
To, co mamy, to ostatek...
A w dzisiejszej, panie, dobie,
Trudno już wymarzyć sobie,
By dwie rybki tysiąc luda
Nakarmiły... takie cuda...
BRAND: Przetysiączne ziarna kosze
Marnują się...
WÓJT: Bardzo proszę,
Słów nam tutaj nie potrzeba,
Nie zastąpią one chleba!
EJNAR: Nie wiesz, jak tu cierpiał lud...
Tu u nędznych domostw wrót
Grób przy grobie... trupy leżą...
BRAND: Tak jest, widzę klęskę świeżą...
Patrząc w tę pobladłą twarz,
Dłoń sędziego jawną masz!
WÓJT: Przecież serce masz, jak stal.
BRAND: (wychodzi z tłumu i mówi z naciskiem)
Tak, byłoby mi bardzo żal,
Gdyby wam życie tak powoli