Strona:PL Ibsen - Brand.djvu/39

Ta strona została przepisana.

Wlokło się w nędzy i niedoli.
Ta żądza chleba juści-ć we mnie
Nie szukałaby dziś daremnie
Jakiejś litości... Plemię człecze,
Gdy na czworakach tu się wlecze,
Juści-ć, że zwierzę w niem się budzi!
Pełznie, jak orszak pogrzebowy,
Juści-ć myśl łatwo im do głowy
Wpadnie rozpaczna, że z swej księgi
Bóg ich wykreślił już na zawsze.
Lecz On was kocha, coraz krwawsze
Zsyła wam troski i mitręgi.
Smaga was biczem poprzed grób,
Bierze, co wprzód nasypał w żłób.
KILKA GŁOSÓW: (przerywając mu groźnie)
Drwi z nas! A, sprawcie go! Co prędzej!
WÓJT: Chleba zazdrości wam w tej nędzy!...
BRAND: (potrząsa głową)
Gdybym mógł w czem dopomóc wam,
Krew jabym swą wytoczył sam,
Sambym otworzył swoje żyły,
Gdyby przydatne naco były,
Alebym jemu zadał kłam!
On chce was wyrwać z waszej klęski;
Naród prawdziwy, naród męski,
Choćby nieliczny, lecz niezgniły,
Wynosi z nieszczęść świeże siły!
Duch jego gubi się w przezroczu;
Na orlich lecąc skrzydłach, z oczu
Traci powszednich spraw osnowę...
Wola, podnosząc dumnie głowę,
Wie, że zwycięży jak najświetniej!
Lecz kogo ból nie uszlachetni,
Temu już nic z pomocy bożej.