Strona:PL Ibsen - Brand.djvu/42

Ta strona została przepisana.

BRAND: Czółno daj!
JEDEN Z TŁUMU: To niemożliwe! Cały kraj
Zalała burza...
INNY: (wskazując na przeciwległy brzeg) Stamtąd płynie
Ogromna fala... mgły jedynie,
Skały fiordu w dymie, w mgłach!
TRZECI Z TŁUMU:
Strach na to wszystko spojrzeć — strach!
Proboszcz cię zwolni!...
BRAND: Grzeszny człek,
Gdy na śmiertelnem łożu legł,
Czekać nie będzie, aż się burzy
Moc uspokoi... Kto mi służy?

(wskakuje do łodzi, naciąga żagiel)

Statek ten można?
WŁAŚCICIEL: Można — przecie
Zostań!
BRAND: Kto zrzucić się odważy
Śmiertelny zewłok?
JEDEN Z TŁUMU: W czas ten wraży?
Ja nie!
INNY: I ja nie! Za nic w świecie!
KILKU: Któżby się tak narażać mógł?
Zguba niechybna!
BRAND: Tak! Wasz Bóg
Nie uratowałby nikogo!
Lecz mój wybawia!
KOBIETA: (załamując ręce) O, jak srogo
Żyć! On tam kona!...
BRAND: (z czółna) Jedna dusza
Gdyby zechciała siąść do łodzi,
Wylewać wodę z tej powodzi...
Juści, że nikt tu was nie zmusza,
Lecz było dość tu dzielnych ludzi,