Strona:PL Ibsen - Brand.djvu/45

Ta strona została przepisana.

WÓJT: Gdzieś mi kapelusz hen poniosło!
KOBIETA: Niby dwa wielkie skrzydła krucze
Rozwiał swój czarny włos na tuczę,
PIERWSZY Z TŁUMU: Wokrąg się kurzy, dymi!
EJNAR: Cyt!
Jakiś krzyk straszny, jakiś zgrzyt!
KOBIETA: O stamtąd! Z wierchu!
INNA: (wskazując ku górze) Toć to Gerd!
Ona tak wita przewoźnika.
PIERWSZA Z KOBIET: W barani róg uderza, dzika,
Opoki strąca z głaźnych stert.
DRUGA Z KOBIET: Róg rzuca teraz w morza toń,
Trąbi, zwinąwszy w trąbę dłoń!...
JEDEN Z TŁUMU: Trąb sobie, trąb, dopóki chcesz:
On morze przetnie wzdłuż i wszerz!
INNY: Terazbym z nim popłynął już
Śród najburzliwszych choćby mórz!
PIERWSZY Z TŁUMU: Czem on był?
EJNAR: Księdzem!
DRUGI Z TŁUMU: Czem on był?
Mąż to prawdziwy! Krew śród żył
Ma, rzekę, dzielną, zwąc jak zwąc!
PIERWSZY Z TŁUMU:
Namby się przydał taki ksiądz!
WIELE INNYCH GŁOSÓW:
Namby się przydał taki ksiądz!

(rozpraszają się)

WÓJT: (zbiera książki i papiery)
Ja się ogromnie temu dziwię,
Boć to co najmniej niewłaściwie,
Że tutaj wścibiać chce swój nos
I bez naglących przyczyn zgoła,
Gdy taki straszny świat dokoła,
Życie na chwiejny rzuca los.