Rozżarzona ani kwas
W najpóźniejszy nawet czas —
Ci dwaj ludzie, wątli, słabi,
Te dwa kiełki, już w zarodzie
Nieszczęśliwe dzieci znoju,
Powstrzymane w swym rozwoju
Tą dziś klątwą, co, z czeluści
Piekieł rodem, nie opuści
Już ich nigdy — tak, tej pory
One dla tej duszy chorej,
Jakby wcale nie istniały!
Nie rozumiał tej zakały,
Która serc się ich uczepi
Już na wieki!... Może ślepi,
Może głusi też i oni
Grzęznąć będą w grzechów toni,
Może pójdzie dalej wkrąg
Ta występków księga ksiąg —
Wszakże w nich ojcowska krew!
Przepotężny to jest siew.
Co w niej kreślić? Co w niej mazać?
Co tu łasce w niej przekazać?
Jak dalece — trudna rada —
Człek tu sobą odpowiada
Za dziedzictwo ojców win!?
Kto tu świadkiem? — oto klin!
Kogo wybrać tu na sędzię,
Kto rozstrzygać tutaj będzie
I kto prawdę tę uświęci,
Gdyśmy wszyscy delikwenci?!
Kto tu może, jasny, szczery,
Pokazywać swe papiery?
O, głębokie, zagadkowe,
Straszne noce! Gdyby mowę
Strona:PL Ibsen - Brand.djvu/47
Ta strona została przepisana.