Strona:PL Ibsen - Brand.djvu/50

Ta strona została przepisana.

Sprawy najmniejszej ja ochoty
Dziś nie posiadam! Mnie daleka
I szersza, widzisz, droga czeka,
Idę, gdzie życia zdrój się leje,
Przez drzwi otwarte, przez wierzeje
Wielkiego świata... Tu, w tej kaźni,
Nic ludzki język nie wydoła!...
MĘŻCZYZNA: Skalne odrzekną ci tu czoła,
Gdy krzykniesz silniej i wyraźniej!
BRAND: Któż się zamyka w ciasne cele,
Kiedy tam czeka nań wesele?
Obsiewać głazy któż ma wolę,
Gdy go tam pulchne czeka pole?
Któż za jądrkami jabłek goni,
Gdy złoty owoc na jabłoni?
Któż w wyrobnictwie chciałby gnić,
Gdy w świat go wzywa głośna wić?
MĘŻCZYZNA: Twój czyn jaśniejszy był, niż słowa...
BRAND: Czego wy chcecie? Łódź gotowa,
Jadę...

(zabiera się do odejścia)

MĘŻCZYZNA: (zastępując mu drogę)
Czyż głos ten, co cię wzywa,
Ten czyn, co twoja wola żywa
Chce go dziś spełnić, jest ci drogi?
BRAND: Ten czyn — to życie me!
MĘŻCZYZNA: Więc w progi
Wejdź dzisiaj nasze! Zostań!...
(z naciskiem) Wszystek
Chociażbyś oddał dziś dobytek,
A życia nie chciał dać, wiedz o tem,
Że nic nie dałeś!
BRAND: Swym żywotem —
Tak, samym sobą, swojem wnętrzem,