zło, niemożliwe do wyplenienia w ciągu kilkunastu lat istnienia Sowietów, — to jeszcze nie powód, aby je zatajać lub przeczyć jego istnieniu. Są pozatem pewne rany społeczne, stanowiące specyficzną właściwość obecnego reżimu.
Pod tym względem wystarczy wskazać tylko na tragiczny los opuszczonych dzieci, skazanych na niewysłowiony upadek fizyczny i moralny, na żebractwo, kradzieże, rabunki i wszelkie zbrodnie. Płatni żołdacy legendy sowieckiej początkowo zaprzeczali istnieniu tych biedaków. Ale straszna ta plaga stała się tak jawną i groźną, że przywódcy Z. S. S. R. widzieli się zmuszeni poruszyć ją publicznie w prasie.
Siemaszko[1], komisarz ludowy hygjeny publ. pisał w „Prawdzie“ z dnia 4 września 1925: „Te brudne, półnagie dzieci, okryte robactwem, jakie widzi się po miastach i dworcach, — to żywy wyrzut dla naszego sumienia“. Winokurow[2], jeden z najwyższych urzędników sądowych w Sowietach, szacował liczbę tych małych włóczęgów na 400 tysięcy conajmniej, („Izwiestia“ z 2 marca 1926), co z pewnością stało jeszcze poniżej rzeczywistości. Aleksandra Rakowska, żona ambasadora sowieckiego w Paryżu, podaje cyfrę 600 tysięcy. „Grzechy przeszłości“ mogły być wygodną wymówką dla tych, którzy jeździli po Rosji na koszt robotnika i chłopa, nie dostrzegając tych setek tysięcy dzieci opuszczonych. Ale znalazł się ktoś, kto nie wahał się powiedzieć otwarcie prawdy, a komu trudno będzie zarzucić kłam: oto N. Krupskaja, żona Lenina, pisała w „Prawdzie“ z 2 grudnia 1925 co następuje:
- ↑ Nikołaj Aleksandrowicz Siemaszko (1874-1949) – radziecki lekarz, działacz społeczny.
- ↑ Aleksandr Nikołajewicz Winokurow (1869-1944) – rosyjski rewolucjonista i polityk, przewodniczący Sądu Najwyższego ZSRR.