— Wewnątrz domu także nie jesteś swobodny, wolno ci tylko chodzić po twoich apartamentach.
Służba nie miała trudu w wykonywaniu tych miłych rozkazów, gdyż tego samego wieczora rozchorowałem się ciężko. Przez tydzień leżałem bez przytomności. Bredziłem.
A kiedy opadła gorączka, zauważyłem, że pokój mój zmieniony był w prawdziwą salę kliniczną. Dwaj lekarze na zmianę czuwali przy mojem łóżku. Mustafa był zwarjowany. Zapominając, że jest tak wybitną osobistością, rzucił się do moich nóg i błagał o przebaczenie.
— Zwrócisz mi swobodę? — zapytałem go.
— Ależ najdroższy, to jest niemożliwe! Żądaj czegoś innego, a z największą rozkoszą spełnię każde twoje życzenie.
— A więc, daj mi umrzeć — odpowiedziałem, odwracając głowę.
Tak jest, pragnąłem umrzeć, ale nie umiera się z samej ochoty... W trzy tygodnie potem wstałem. Zaczęła się powolna rekonwalescencja. Przez miesiąc miewałem ataki furji, po których wpadałem w stan odrętwienia i czarnej melancholji.
Wszystkie upominki, jakiemi obdarzył mnie bej, deptałem, tłukłem, niszczyłem. O kratę mego okna strzaskałem piękną nargilę i bransoletę, na której wyryte było imię Kyry, porwałem na drobne kawałeczki. Gdy do pokoju wchodził Mustafa-Tyran, darłem na sobie ubranie.
A jednak rozrywka niewinna i nieoczekiwana
Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/118
Ta strona została przepisana.