znałem — to jest alkohol. Zasmakowałem w słodkim likierze i w jego skutkach... Pod wpływem picia umysł mój zatracił poczucie smutnej rzeczywistości i doznawałem uczucia zapomnienia. Stało się to źródłem wielkiej pociechy. Bej spijał mnie i siebie. Piliśmy bez miary. Tarzając się po dywanie wielkiej palarni, wyliśmy, jak dzikie zwierzęta. Bej zmieniał się nie do poznania. Twarz jego nabierała bydlęcego wyrazu. Pamiętam, że któregoś dnia chciał ugryść mnie w łydkę.
Uderzyłem go pogrzebaczem w twarz. Usiadł nieruchomo, oblizując zranioną wargę. Naplułem mu w twarz! Oblizał się.
Dni, które następowały po tej rozpuście, były jeszcze straszliwsze. Z ciężką głową, pustką w mózgu, bijącem sercem, leżałem w łóżku aż do wieczora. Raziło mnie światło dzienne; bej zawieszał ciężkie zasłony u okien.
Ale, gdy zapadał mrok, pokoje oświetlano licznemi żyrandolami i kinkietami, nasycano mieszkanie zapachem kadzideł i — szaleństwo zaczynało się na nowo.
Pewnej nocy, gdy byłem już u szczytu pijaństwa, w palarni zjawiły się cztery młode dziewczyny; przy dźwiękach tamburina i kastanietów, rozpoczęły zawrotny taniec...
Serce moje biło z radości! To były doprawdy cztery Kyry, strojne, jak wschodnie księżniczki, z twarzami przysłoniętemi tiulem... Zerwałem się z miejsca, przewracając kawę i kieliszki z likierem i — rzuciłem się im do stóp.
Wyciągnięty pośrodku pokoju, z zamkniętemi
Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/122
Ta strona została przepisana.