tak swobodnie, pod jednym warunkiem oczywiście, to jest trzeba zniknąć w tłumie, być niewidzialnym, głuchym i niemym... Wtedy dopiero dotrzesz wszędzie, gdyż drzwi pilnie strzeżonych przemocą się nie roztwiera.
I już nazajutrz, niosąc w jednej ręce imbryk, a w drugiej kosz z filiżankami, idąc przy boku Barba Yani, wołałem wesoło: «Salep!... Salep!...»
I oto, w ten sposób, wracały pieniądze, które mi zabrano. Z wszystkich stron sypały się grosze, i o wieczornej godzinie, licząc je, zaznałem szczęścia człowieka, który może żyć dostatnio, nie mając kieszeni napchanych złotem. Promieniowała na mnie dobroć Barba Yani. Byłem mu za nią wdzięczny.
Kochałem go, jak przyjaciela. Mieszkałem u niego; pracowałem z nim; posilaliśmy się razem i razem rozkoszowaliśmy się godzinami wytchnienia. Wkońcu staliśmy się nierozłączni. Wielka przyjaźń łączyła nas.
Barba Yani zaspokoił moją ciekawość, opowiadając mi swoją przeszłość, która nie była bez skazy i goryczy.
Będąc nauczycielem w małem mieście greckiem, popełnił przestępstwo na tle erotycznem, którego rezultatem były dwa lata więzienia i utrata stanowiska.
Po opuszczeniu więzienia zmuszony był opuścić miasto. Błąkał się po kraju, zajął handlem, i zawarł niekorzystne znajomości. Następnej przygody miłosnej omal że nie przypłacił życiem. Wtedy przeniósł się do Azji Mniejszej i żył tam niezależnie, samotnie i cnotliwie.
Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/146
Ta strona została przepisana.