miesięcy przed spotkaniem w ogrodzie) — gdy szedł ze sprzedawcą lemoniady do cukiernika — starego i ponurego Greka, który dostarczał cytryn i cukru — ujrzał nagle «tamtego Stawro». Adrian przywarł do jego wzroku.
Stali w kącie słabo oświetlonego sklepu. Twarz Stawra z wygładzonemi zmarszczkami i złagodniałemi rysami, z szeroko otwartemi, błyszczącemi oczami zwrócona była do cukiernika o minie twardej i zamkniętej w sobie. Stawro mówił nieśmiało, ale z przekonaniem, a Grek przytakiwał mu głową:
— Kir Margulis... Źle jest... Nie jest ciepło i nikt nie chce kupować lemoniady... Zjadam moje oszczędności i wasz cukier... a więc? Zgoda, tym razem jeszcze nie płacę? Dobrze. Zrobimy jak zwykle: jeżeli umrę, stracicie dziesięć franków.
I kupiec, skąpy, ale dobrze znający swoich ludzi, przedłużał kredyt i na znak zgody dawał uścisk dłoni, oschły jak jego własne życie.
Wyszedłszy ze sklepu, Stawro zaczął się śmiać, dokazywać i podskakiwać z radości.
— Oszukałem go, Adrianie, nabrałem go! — szepnął młodzieńcowi na ucho.
— Ależ nie, Stawro! — zaprzeczył Adrian — nie oszukałeś go; zapłacisz!...
— Tak jest, Adrianie, zapłacę, — ale jeżeli umrę, djabeł mu zapłaci...
— Jeżeli umrzesz... inna sprawa... Ale mówiłeś, żeś go nabrał: znaczyłoby to, że jesteś nieuczciwym człowiekiem...
— Być może jestem nieuczciwy...
Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/15
Ta strona została przepisana.