Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/20

Ta strona została przepisana.

dzień, co się dzieje poza murami, pięknego ongi miasta Braila. Wszystkie matki są do siebie podobne, pragną, by w dzieciach odżyły ich własne, drobne radości i pozbawione wdzięku smutki. A czy naszą jest winą, że jesteśmy takimi, jakimi stworzył nas Bóg? Prawda, Adrianie?
I znowu głos zabrał Mikhail, ale tym razem po grecku:
— Ma pan rację, ale przecież nie znamy matki Adriana; możemy mieć do czynienia z jakimś wyjątkiem. Proponuję więc, ażeby Adrian poszedł do matki i poprosił ją o pozwolenie; cieszyć się będę bardzo, jeżeli się zgodzi. Ale bez jej pozwolenia i wbrew woli nie pójdę z wami na jarmak.
Po tem oświadczeniu Adrian pobiegł, jak strzała.
Matka gotowała obiad. Zatrzymał się pośrodku pokoju z wilgotnemi oczami, płonącą twarzą i rozwianemi włosami. Nie wiedział, co powiedzieć, głos uwiązł mu w gardle. Ale ona odgadła go i odezwała się:
— Znowu bujasz w przestworzach!
— Tak, mamo...
— Jeżeli chcesz mi powtórzyć to samo, co mi mówiłeś przed chwilą... to lepiej zamilcz i oszczędź mi niepotrzebnych słów. Czyń, co uważasz za właściwe, nie raniąc mnie przy tem zbyt boleśnie i nie troszcz się o mnie. Tak będzie najlepiej.
— Mamo — odpowiedział syn — nie idzie o żadne rzeczy bolesne. Jestem na razie bez roboty. Może to potrwać tydzień, albo i dłużej. Chciałbym towarzyszyć Mikhailowi, który jedzie na jarmark do S... Obejrzę ładny szmat ziemi i zarobię coś niecoś.