wygodne schodki prowadziły aż do portu. Wychodziliśmy o świcie i wracaliśmy na posiłek około południa. Po obiedzie biegliśmy w pole. Było po zbiorach. Kyrze największą przyjemność sprawiało zbieranie kłosów pszenicy. Układała je w wiązki i rozdawała biednym kobietom, które wałęsały się po polach. Czasem biegliśmy na łąki, gdzie pasły się tysiące owiec. Zbita ruchoma masa poruszała się bezustannie, pozostawiając za sobą grunt pokryty strzępkami wełny. Stare kobiety podnosiły wełnę, i zbierały ją z ostów, o które zaczepiała się wełna. Naśladowaliśmy je, a potem darowaliśmy im tę skromną zdobycz.
Któregoś dnia poszliśmy bardzo daleko, między dwa wzgórza, tam, gdzie rozstaliśmy się z mamą. Przypomnieliśmy sobie, że w owym fatalnym dniu została tam paczka z jedzeniem. Zgłodniałe psy rozdarły ją i zjadły zawartość; pozostały strzępy papieru. Nieszczęście nasze ukazało się nam w całej swej prawdzie i jęliśmy wylewać gorzkie łzy... Ale po chwilach rozpaczy następowały godziny wielkiej radości życia, która wzbierała w naszych piersiach.
Wychowani w zbytkach, my, cieplarniane kwiaty, znaliśmy dotąd zabawy «wnętrz», zabawy w pokojach mamy: tańce, śpiewy, jedzenie smakołyków. Było to ładne i miłe. Teraz zaczęliśmy poznawać, czem są przyjemności, idące «z zewnątrz». Nowy, nieznany świat bogatszy stokroć od tamtego! Świat barw i światła, przesiąknięty cudnemi zapachami. Nie wiedzieliśmy dotychczas co to za rozkosz gonić motyla, pieścić zielonego skoczka, łapać chrząszcze, słuchać śpiewu ptasząt, i widzieć, jak pszczoła siada na
Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/82
Ta strona została przepisana.