— Biada wam. Kozma został zastrzelony przez zbirów waszego ojca, brat jest ranny, ale zdołał zbiedz.
Ach, te łzy, które popłynęły!
Nasz opiekun zabity. Przeznaczenie dotrzymało słowa. Co stanie się z nami?
Baliśmy się zemsty ojca.
Trwoga była śmiertelna. Woleliśmy śmierć w nurtach rzeki niż powrót do domu. Ale na brzegu czekała nas łódź; a na żaglowcu padliśmy w objęcia Nazim-Effendi, jak gdyby był naszym ojcem.
Kyra opowiedziała mu całą prawdę i straszny koniec.
— Raczej śmierć! Rzucimy się do wody, ale nie wrócimy do domu.
— Niema powodu do rozpaczy, nie traćcie nadziei — rzekł zdrajca — jesteście przez waszych przodków turkami. Zabiorę was do Stambułu, gdzie się napewno leczy wasza matka. Odnajdziemy ją i będziecie szczęśliwi.
Ucałował nas.
— A kiedy odjedziemy? — zawołała Kyra.
— Za kilka godzin, jak słońce zajdzie.
Rzuciliśmy mu się do nóg, ściskając mu kolana! Był naszym zbawcą. A wieczorem pośród huku i stuku, który dochodził z mostu, przytuleni do siebie, w kajucie, gdzie nam podano tytoń zaprawiony opium, jechaliśmy — wprost do nieba!
Nie do nieba i nie do Stambułu byliśmy uprowadzeni, za naszą własną zgodą.
Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/90
Ta strona została przepisana.