Strona:PL Józef Bliziński - Dzika różyczka.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

jego, to teraz przyjdzie kolej na moją Różyczkę... pan Tolicki jest w przyjaźni z hrabią ze Ściborzyc, czy nawet jego krewny, to z pewnością nam go tu ściągnie.

KOCIUBA.

Oj, ty głupia! myślisz, że z tej mąki byłby chleb?... akurat!

DOROTA.

A to czemu nie? niech ino zobaczy raz naszą jagódkę, to będziesz widział, jak się zadurzy... jeszcze gorzej niż pan Stefan w pannie Karolinie.

KOCIUBA.

O la Boga! nibyto dla niego nowalia ładna dziewczyna... miewa on ich takich samych mędlami po folwarkach.

DOROTA.

Co! takich samych jak nasze złotko? a ty, poganinie, jak się Boga nie boisz, żeby przyrównywać.

KOCIUBA.

Ja tylko mówię, że on takich rzeczy wcale nie ciekawy... żeby tak było, toby już dawno był przyjechał... (zobaczywszy Rózię) ale cicho!... panienka idzie.


SCENA II.
Poprzedzający, RÓZIA.
RÓZlA (wbiegając z lewej strony w podskokach i klaszcząc w ręce).

Mameczko, koniec, koniec; jak babcię kocham, oświadczył się! (bierze ją w objęcia i wykręca).

DOROTA (do męża).

A co, nie mówiłam?