Męczennicy! święci ludzie!... a ta kobieta, jak szczytna w swojej naiwnej prostocie! mimowoli wzbudza szacunek... i ja mogłem powziąć myśl!... jakże się sobą teraz brzydzę!... nie poznaję, co się ze mną dzieje. (nagle, dając jej pieniądze) Masz! weź te pieniądze... możesz je wziąć, bo to nie dla ciebie. Dasz na dwie msze... jednę za spokój nieboszczyków, drugą za pomyślność żyjących i upamiętanie zbłąkanych... twojemi rękami ofiarowany, ten dar i jednym i drugim przyniesie szczęście.
Ano tak, to co innego... Bóg zapłać. (po chwili) Pan dobry jest... już ja miarkuję, że moja Różyczka będzie przez pana szczęśliwą, i dziadkowie choć nad grobem będą mieli trochę pociechy... mój Boże, lżej im będzie umierać.
Żyć jeszcze będą, dobra kobieto, długie lata ciesząc się szczęściem wnuczek... postaramy się o to, nieprawdaż?... będziemy ich pielęgnować. (na stronie) Zadrgała we mnie jakaś struna dotyczas nieporuszana.
Doroto, co tu robisz?... nie masz swojego zajęcia?...
idź ztąd.
No pójdę, pójdę... o jej!... nie potrzebnam tu już teraz... co miałam zrobić, to zrobiłam (odchodzi na prawo).