Niech pan darmo nie ciągnie, bo się wcale nie pali (daje ogień, ale Radomir nie uważa, trzymając w dłoniach rękę żony).
Ale to jeszcze nie wszystko. (półgłosem, opierając kolano na małym stołeczku u nóg Radomirów) Czcigodni państwo! posiadacie w swoim domu cenny klejnot, którego, nie wiem, czy wart jestem... ale pozwólcie mi dać się bliżej poznać... może kiedyś przyjmiecie mnie za syna, a raczej za wnuka...
Cóż ci na to odpowiem, panie hrabio... jeżeli tylko Różyczka...
Chybabyś dał się poznać z nowej jakiejś strony, któraby zepsuła wrażenie pierwszego poznania.
Oświetlę się ze wszystkich stron, żeby mnie można było przejrzeć nawylot... i czekać będę wyroku.
Co pan tam tak szeptałeś dziaduniowi i babci?
Powiem pani, ale tajemnica! wszak ja dotrzymałem tej, którą mi pani powierzyłaś.
Ale naturalnie, że tajemnica.