Strona:PL Józef Czechowicz - Ballada z tamtej strony.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.
więzienie


maleją źrenice dnia
przysłonięte rzęsami choin
od myśli do myśli od pnia do pnia
pociemku chodzić się boisz

przed chatą dotykając chust kwiatem podstrzesza
kobieta w słonecznikach bieliznę rozwiesza

kipi rąk oceanem betonowy stadjon
gdy gibki bicz biegnących u mety się zagiął

na przestrzeni z szafirów i oliwnej wodzie
statek pod dymem dąży ku białej pogodzie

wszystko wszystko jest na ziemi

w szpitalu zmięte łóżka płonąca pokrzywa
w ślad zębatej gorączki topią się leniwo