Strona:PL Józef Czechowicz - Nic więcej.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

toruń


tu tyle lip gubiących kwiat
taki zapachów odmęt
wieże w księżycu srebrne pochodnie
na kościołach podobnych do tratw

odpływa miasto pod niebem z ciemnego szkła
popychają je strzały na czarnych tarczach zegarów

cisza i mgła
i obłok także płynący do nocnych jarów

falują gotyckich okien szramy
które odbłysk na kratach rozgwieżdża
suną ceglane mury bramy
jedna schyliła się nawet jak maszt
w bramach wisła naprzestrzał

brzeszczot to srebrnem chłodny

rzuciła go po ciepłym dniu
otarłszy ostrze o zmierzch i o ruń
rzuciła go wiosenna noc pogodna
sobie do nóg
pod toruń