Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Łoktek na łożu śmierci.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

Lekki okrzyk stłumiony wyrwał się z ust królowej.


∗             ∗

Zrana już na łożu, w tej samej sali rozpostartem szeroko, spoczywały Łoktka zwłoki, przyodziane do grobu, w hełmie na skroni z koroną, pasem objęte, z mieczem wiernym u boku, z berłem w dłoni, w spiczastem obuwiu ze złoconemi ostrogami, z twarzą wypogodzoną, jaką mu dał zgon.
Dokoła stali posiwiali jego towarzysze broni ostatni, najmłodsi, a najstarszy z młodości czasów sługa leżał w kaplicy u Franciszkanów, w tercjarskiej sukni, czekając też pogrzebu.
Rycerze spoglądali na wyciągnionego konaniem, drobnych zawsze rozmiarów, człowieczka tego, którego żelazny miecz, nieruchomy teraz, wyciosał królestwo wielkie.
Patrzyli i milczeli.
Podwórza zalegały ciche tłumy.
Smutek był na twarzach wszystkich.
W przedsieni, na marcowego wiatru zimnym przewiewie, nie czując go, poopierani o słupy, nieruchomi, jak posągi, stali u wnijścia: Trepka Jerzy, który królewiczowi towarzyszył nieodstępnie w latach ostatnich;