Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Łoktek na łożu śmierci.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

iż królewicz po ojcu tak boleje i pod brzemieniem się ugina. Wielkie ono.
— Każdy dzień ludzki ma troskę swą — odrzekł Suchywilk — lecz na ciężkie godziny z pomocą Opatrzność spieszy.
Spoglądali po sobie smutni.
— My wszyscy też tak winniśmy młodemu służyć, jakeśmy starego miłowali.
Głosy się podniosły potwierdzające.
Kochan Rawa obojętnie na nich spoglądał.
— Mnie pana mojego żal — rzekł popędliwie — srogi żal! Skończyły się dla nas dni swobody i wesela. Z kolei zaprzężecie go do tego pługa, z którego jarzma ani się na godzinę wywyzwolić! Tak! teraz ani dnia, ani nocy, ani wytchnienia mieć nie będzie... We snach nawet troska zajrzy w oczy. Biedny pan mój! Korona śliczna, ale nie samą skroń, ciśnie ona całego człowieka, a zrzucić jej ani na chwilę nie można. Wojna? — musi być żołnierzem; pokój? — gospodarzem mu być trzeba; nocą — stróżem... Hej! hej! dola nasza! Królem się będzie zwał, a w rzeczy niewolnikiem zostanie!...
Jaśko z Melsztyna potwierdzał, głowę pochylając.