Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Łoktek na łożu śmierci.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak jest — rzekł — ale królestwo — kapłaństwo, królestwo — ojcostwo! Przez króle mówi Bóg, i, żeby się stać godnym tego, wielkim a czystym trzeba być.
Kochan Rawa wąsa pokręcił i skrzywił się.
— No — dodał — i człowieczeństwa się wyrzec. Mnie mojego pana żal.
Spojrzeli na niego drudzy, nie odpowiadając.
Kochan posunął się zwolna ku drzwiom, które wiodły do izb królewicza, inni pozostali w przedsieni.
— Mnie się zda — rzekł Suchywilk, spoglądając za odchodzącym — iż temu Rawie nie tyle królewicza żal, co samego siebie. Lęka się, aby z łask nie wypadł i przystęp mu się nie utrudnił. Nie byłoby to może wielką szkodą dla młodego pana, choć on służy mu wiernie, lecz człek gorący, popędliwy, pan młody... Oliwy do ognia dolewać nie jest bezpiecznie.
Jaśko z Melsztyna spojrzał na mówiącego i zamilkł.
Inni ani przeczyli, ani potakiwali.
Wierzynek, trochę na bok się usunąwszy, stał sam zadumany.