Gdańszczanami odniesione, szczęśliwa wojna z carem moskiewskim, sejmy, mimo burzliwości pokonane, śmiałość postępowania, szlachtę szemrzącą i niechętną do milczenia i powodowania się zmusiły.
Wszystko to solą w oku było Zborowskim. Jeden z nich najstarszy, Jan, kasztelan gnieźnieński, przy królu dotąd stojąc wiernie, do upokorzenia zbuntowanych Gdańszczan wielce się przyczynił. Żądali więc i za to i za swe zasługi przy elekcyi, aby ich dostojeństwy obsypywano i obdarowywano... Oparł się temu pono Zamojski, nie żeby zazdrosnym był, ale że w nich warchołów znał i obawiał się, a chwila była, w której nie tyle buty i zuchwalstwa, co karności wielkiej potrzeba było.
Krom więc spokojniejszego Jana, reszta rodu z Samuelem i Krzysztofem na czele, coraz dobitniej i głośniej, z tem się nie kryjąc, przeciwko królowi i Zamojskiemu knuć zaczęła.
Dochodziło to przez usłużnych ludzi do uszu hetmana, a przez niego do króla, ale w początkach gardzono pogróżkami, a środków żadnych przeciwko językowi rozpuszczonemu nie przedsiębrano, bo dotąd na języku wszystko się kończyło.
Ten i ów prawił o spiskach jakichś i opowiadano, że czasu koronacyi w Krakowie już Samuel rozżalony do króla strzelać chciał i ku temu namawiał.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/022
Ta strona została uwierzytelniona.