umiał gdy było potrzeba wesoło, czego przy wojsku dał dowód, tak czasu sposobnego niczego sobie nie żałował, a gdy ptasiego mleka zażądał lub coby na wagę złota nabywać trzeba, mieć musiał. Przychodziły mu fantazye takie do stroju, który raz niepomiernie bywał świetnym, to grubym, prostym i zaniedbanym. Z orężem też bawił się, można było powiedzieć, jako dziecko, bo mu niekiedy hiszpańskich zbroi szmelcowanych było potrzeba, za które pożyczanym groszem przepłacał, to potem wschodnie szable skupywał, albo płatneczy[1] z Niemiec sprowadzając, wedle własnego pomysłu kuć i szmelcować kazał.
A co jednego dnia za ostatni grosz nabył, często nazajutrz, gdy go kto poprosił, oddawał, już żadnej do zdobyczy tej nie przywiązując wagi.
Takim we wszystkiem był ten człowiek.
Kasztelan gnieźnieński tylko to z sobą wiózł, co niezbędnie dla wygody potrzebnem było, a na okaz nic nie miał; ale mu za to nie brakło na tem, co w niepewnej porze roku zdrowie zachować mogło.
Marszałka podróżny wybór odznaczał się wytwornością skromną, lecz wszystko tam było jaknajlepsze, najdroższe i wypróbowanej wartości.
Wreszcie pana Krzysztofa sakwy i rzeczy chyba się tem odznaczały, że w nich widoczne skąpstwo obok chęci popisu biło w oczy. Więc nie doborem, ale jaskrawością a lichotą Samuela do śmie-
- ↑ Błąd w druku; powinno być – płatnerzy.