Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/038

Ta strona została uwierzytelniona.

babkę grać będziemy! Ja się za język kąsać nie myślę, i wolę odrazu z serca zrzucić, co na niem mam. Pomiędzy nami, kasztelanie, choć bracią jesteśmy, przepaść się otworzyła. Wy tego wilka siedmiogrodzkiego, tego przeklętego węgra, który na zgubę naszą na tron się wdrapał, wenerujecie i słuchacie, wy do jego rady należycie, wam wszystko dobre, co on czyni, albo służka jego hetman... a my, myśmy ich nieprzyjaciele, wrogi zdeklarowane i z tem się przed wami taić nie myślimy.
Jan ten wybuch, choć twarz mu się krwią oblała, przyjął z powagą wielką, nie sierdząc się, gdy w Krzysztofie już paliło się i kipiało.
— Mówicie: my, panie podczaszy — odparł zimno — któż to z wami, azaliście wszyscy tego przekonania?
Samuel pierwszy butnie krzyknął:
— Ja z Krzysztofem trzymam. Wrogi to nasze są, mało tego, wrogi są wolności naszej i rzeczypospolitej, okiełznać nas chcą i w kajdany zakuć!
Andrzej, który oczy miał spuszczone i namyślać się zdawał, dodał z kolei:
— Prawdę mówi! Temu zaprzeczyć niepodobna, że oni prawa i przywileje nasze łamią i depcą. Co im sejm? co im uchwały? Baliśmy się rakuszanina, cesarza, że na nasze swobody czyhać miał, a gorzej się stało, żeśmy to małe i ubogie książątko wzięli, bo ten z pomocą het-