Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/042

Ta strona została uwierzytelniona.

okno niedaleko będące na ciemną noc spojrzał, jakby dnia szukał, mówiąc:
— Ja tu z wami nie mam już co czynić, a buntowniczych mów waszych słuchać mi grzeszno. Czyńcie co się wam upodoba, kiedy was do rozumu i statku przywieść nie można, a będzie-li z tego srom i nieszczęście, nie moja wina, umywam ręce.
A nie myślcie, że wy z waszymi pokątnymi kontraktami i spiskami coś zdołacie. Mają na was oko, chodzą za wami i koło was ludzie... żadnego nie uczynicie kroku, aby o nim nie doniesiono, bo Zamojski wie dobrze, co o nim i o królu trzymacie. Więc to wam zapowiadam głośno i wyraźnie, naprawić się nie chcecie, ja z wami nie trzymam. Boleje serce braterskie, ale Bóg świadek, gdym uczynił, co powinność nakazywała, dla miłości waszej dalej nie pójdę.
— Nie chodzi tu o samą miłość naszą, panie bracie — począł na nowo Krzysztof — ale o naszą rzeczpospolitę całą, którą oni na jakieś carstwo, na turecki regiment chcą przerobić, na co my, choćby gardła przyszło dać, nie pozwolimy.
— Gardła dać łacno — rzekł kasztelan wzdychając — dał je Ościk... nie pofolgują i panom Zborowskim, gdy się okaże, iż podczaszy do cara listy posyła ...
Krzysztof się zarumienił i milczał.
— Małoć było z cesarzem knować i rakusza-