Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.

postanowienie odjechania od braci. Widział on, że tu już nic nie pocznie, a sprzeciwiając się im, podrażni tylko.
W milczeniu naprędce polewkę wypiwszy, gdy stary sługa się zjawił u progu, opończę lekkim futerkiem podbitą podać sobie kazał.
Bracia patrzyli na tę ucieczkę obojętnie, ani się go wstrzymywać starali. Owszem pana Samuela wesołość rosła, bo się swobodniejszym czuł, gdyby starszy brat z rozumem i rozwagą swą odjechał. Zegnali[1] się milcząco, ledwie sobie ręce podawszy. Dopiero przeprowadzający do progu Samko uczuł się wzruszonym, gdy już Jan, którego nawykł był jak ojca szanować, miał wynijść. Rzucił się go ściskać serdecznie, ale zapóźno....
Kasztelan przyjął tę czułość zimno, nałożył kołpak na głowę i w chwilę potem kotcze jego, konie i wozy i on sam już ciągnęli drogą ku Krakowu.
Trzej bracia pozostali sami na Borówce.



  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Żegnali.